sobota, 31 sierpnia 2013

Very Berry Love!

Serwus!

Dziś...miłość od pierwszego wejrzenia! Idealne krycie, mocna pigmentacja i przepiękne kolory. 
Mowa oczywiście o najnowszej paletce cieni do powiek od Avon - Berry Love.
Choć doszły mnie słuchy, że niestety nie wszystkie paletki z nowej kolekcji mogą poszczycić się dobrym wyglądem nie tylko w kasetce, ale i na powiekach, to ja trafiłam doskonale. Do tego kolory wyglądają praktycznie identycznie jak w katalogu, więc przy wypakowaniu ich z kartonika nie spotyka nas przykra niespodzianka.
Z resztą same zobaczcie jakie są cudne:



W paletce znajdują się cztery ponumerowane cienie. Nie chodzi o to, by udowodnić, że poczwórne oznaczają 4 (słownie: cztery ;-)). Sugerować one mają rozmieszczenie konkretnych kolorów na powiece, co wspaniale obrazuje schemat umieszczony na odwrocie kasetki.
Oczywiście można zasugerować się zdaniem Avonu co do ulokowania koloru na oczach, jednak ja wolałam zdać się na siebie i swoją wizję :-)

Poniżej pokażę Wam jak krok po kroku otrzymać taki oto makijaż:



Zaczynamy :-)
Jak zawsze przygotowujemy twarz do makijażu przez uprzednie użycie kremu dostosowanego do naszego typu skóry.
Po wchłonięciu twarz pokrywamy podkładem, a pod oczy nakładamy korektor rozświetlający i puder transparentny.
Jako bazy pod cienie użyłam żelowej kredki SuperShock z Avonu w odcieniu Golden Fawn, która po roztarciu ma bardzo zbliżony kolor do cienia nr 3 z zestawu cieni Berry Love.


Ruchomą powiekę pokrywamy metalicznym cieniem nr 3, a następnie sięgamy po cień nr 1 i zaznaczamy nim wewnętrzny kącik oka.


Jeżeli macie problem z cieniowaniem poza ruchomą powieką, możecie skorzystać z taśmy klejącej. Zanim przykleicie jej kawałek do delikatnej skóry wokół oczu, przyklejcie ją na dłoni. Klej nieco osłabnie :-)
Na pędzelek do nakładania cieni nabieramy kolor nr 4, wyciągamy go ponad ruchomą powiekę, kierując się ku zewnętrznemu kącikowi oka. Dzięki taśmie kształt będzie idealnie koci :-)


Odklejamy taśmę. Oczywiście można pozostawić taki ostry kształt, można delikatnie rozblendować granicę, ja jednak skorzystałam z delikatnego różowego cienia nr 2 i roztarłam nim powstały trójkąt, by makijaż miał bardziej dzienny charakter.


Ponownie sięgamy po cień nr 4 i malujemy nim linię nad górną linią rzęs.
Dolną powiekę zaznaczamy metalicznym cieniem nr 3. Delikatnie linię dolną rzęs podkreślamy dodatkowo najciemniejszym cieniem z paletki.


Tuszujemy rzęsy czarną maskarą. Podkreślamy brwi. Ja zastosowałam korektor do brwi Eveline Art Scenic w kolorze czarnym.


Twarz delikatnie konturujemy, kości policzkowe podkreślamy jasnym różem. 
W zależności od charakteru makijażu i upodobań, usta malujemy szminką w kolorze fuksji lub neutralnym nudziakiem.


Miałyście już okazję testować nową kolorówkę z Avonu? jak wypadły Wasze kolory i pigmentacja?

Pozdrawiam Was serdecznie!

Kat.


sobota, 24 sierpnia 2013

Coś dla prawdziwych kocic

Cześć dziewczyny!
Przybywam dziś z lepszej jakości zdjęciami (zadziwiające jak wiele potrafi mój aparat i jak niewiele wystarczyło zrobić, by zdjęcia wyszły ostre ;-)) i makijażem dla kocic. Dla kociar też :D

Nie oszukujmy się. To nie jest makijaż na co dzień, do pracy, czy spacer w parku (chociaż? ;-)). 
Kocie oko na specjalne okazje, na zabawę sylwestrową, imprezę na co jeszcze tylko chcecie.

Jeżeli podoba Wam się poniższy efekt, zapraszam na prezentację, jak krok po kroku osiągnąć cętkowane oko :-)
P.S. Przy i na nosie mam poospowe dziurki, które na zdjęciu dały efekt niedomalowania... Makijaż jest wykonany równiutko, ręczę za to!


Zanim przystąpimy do makijażu, jak zawsze, przygotowujemy twarz. Nakładamy krem odpowiedni do naszego typu skóry i dajemy mu czas na wchłonięcie.
Następnie twarz pokrywamy podkładem, a na powieki (calutkie!) aż po brwi nakładamy bazę pod cienie.
Zaczynamy :-)

Ruchomą powiekę pokrywamy neutralnym cieniem stanowiącym bazę dla makijażu oka.


Sięgamy po bordowy cień do powiek (niestety kolor nijak nie chciał się uchwycić na zdjęciu i wygląda raczej na różowy, ale tak też jest ładnie ;-)). Nakładamy go w zewnętrznym kąciku oka, delikatnie wychodząc ponad załamanie powieki.


Brązowym odcieniem malujemy trójkąt sięgający rzęs. Delikatnie rozcieramy granicę między dwoma kolorami.


Który po otwarciu oka da nam taki delikatnie koci efekt:


Brązową kredką rysujemy kreskę, jak na zdjęciach poniżej:



Nie musi być ona idealnie równa ponieważ przykryjemy ją cieniem. Sięgamy po ten sam brąz, którego używałyśmy do namalowania trójkąta nad rzęsami.
Malujemy grubszą linię nad namalowaną kreską, delikatnie ją rozcierając. Zewnętrzny kącik wyciągamy spiczasto w górę, kącik wewnętrzny cieniujemy do środka.


Teraz coś dla wprawionych dłoni. Eyelinerem w kolorze czarnym malujemy cętki. Najwygodniej bedzie użyć eyelinera w pisaku lub pędzelku.



Przestrzeń w cętkach pokrywamy złotym cieniem lub pyłkiem (sprawdzi się też żelowa kredka).



Wewnętrzny kącik oka rozświetlamy jasnym cieniem, pod dolną linią rzęs malujemy delikatną kreskę brązowym cieniem. Wyczesujemy brwi z nadmiaru produktów. Tuszujemy rzęsy czarną maskarą. Można doczepić sztuczne, jednak myślę, że tusz, z którego korzystałam daje wystarczający efekt. O nim swoją opinię pisałam TUTAJ.
Cienie pod oczami pokrywamy korektorem.



Twarz pokrywamy pudrem transparentnym, modelujemy ją brązerem.
Na usta nakładamy szminkę. Ja korzystałam z przepięknej marchewkowej, niestety aparat przekłamał kolor.
Makijaż gotowy :-) Podoba Wam się efekt?

P.S. Przepraszam za bałagan na głowie, czasem moje ukwiały są nie do opanowania :-)






A oto kosmetyki, które zostały użyte do kociego makijażu.

Ulubiony, nie do kupienia już podkład AVON 24K odcień Shell
Transparentny puder Essence
Korektor Bell Multimineral odcień 1
Brązujące kulki AVON
Bordowy cień z rynkowej paletki
Neutralny cień REVLON w odcieniu Peach Sorbet
Złoty cień Essence 08 Irresistible Vanilla Latte
Brązowa kredka AVON seria Color Trend
Czarny Eyeliner Miss Sporty
Szminka AVON Flirt
Maskara AVON Mega effects



Pozdrawiam weekendowo!

Kat.

środa, 14 sierpnia 2013

Biedroneczki są w... plameczki? Czyli demakijaż z Biedronki.

Witajcie!

Jakiś czas temu zrobił się spory szum w blogosferze ze względu na produkty do demakijażu Be Beauty, dostępne w Biedronce za dosłownie kilka złotych. 



Po wszystkich przeczytanych i usłyszanych ochach oraz achach postanowiłam udać się do sklepu po osławiony płyn micelarny. Niestety. Produkt był tak zachwalany, że zastać go na półkach graniczyło z cudem. 
Zasmucona zaczęłam rozglądać się po regałach, na które, do tego czasu w ogóle nie zwracałam uwagi.
Wypatrzyłam inny produkt - jakby stworzony dla mnie. Mleczko łagodzące do oczyszczania i demakijażu twarzy i oczu  przeznaczony do skóry suchej i wrażliwej. Dodatkowe napisy na opakowaniu o tym, że produkt był przetestowany dermatologicznie oraz, że jest hipoalergicznY, utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że jest to preparat, który muszę mieć. 
Rozanielona wróciłam do domu, od razu udałam się do łazienki w celu sprawdzenia nowego nabytku. 



Według producenta, mleczko to delikatnie oczyszcza skórę suchą i wrażliwą z makijażu oraz zanieczyszczeń nie powodując wysuszenia. Dokładnie zmywa makijaż. Zapewnia uczucie natychmiastowego ukojenia, natomiast skóra staje się gładka i czysta. 

Produkt zawiera:
 - ekstrakt z nagietka o działaniu kojącym,
- olej migdalowy, który ma natłuszczać i wzmacniać,
- masło Shea działające odżywczo,
- proteiny sojoweneutralizujące wolne rodniki,
- glicerynę działającą nawilżająco.

Pierwsze co od razu odczułam, to bardzo intensywny, typowo kosmetyczno-chemiczny kwiatowy zapach. Może nie jest on bardzo odpychający, ale nawet po przeprowadzonym demakijażu czuć go dość mocno nawet kilka minut później w łazience.

Mleczko to powinnyśmy rozprowadzić okrężnymi ruchami na powierzchni twarzy i oczu, a następnie zetrzeć zwilżonym płatkiem kosmetycznym lub spłukać ciepłą wodą.
Podjęłam wyzwanie. Niestety, już przy pierwszym zetknięciu się produktu z powierzchnią powiek, oczy zaczęły szczypać mnie niemiłosiernie i łzawić. Po jego usunięciu ze skóry mym oczom okazał się widok zaczerwienionej skóry wokół wraz z intensywniejszymi czerwonymi plamkami... Po kilku godzinach biedroneczka zniknęła, jednak zapaliła mi się lampka ostrzegawcza.
Nie dałam jednak za wygraną. Kolejnego dnia ponownie sięgnęłam po mleczko Be Beauty, naniosłam je jednak na wacik i w ten sposób zmyłam makijaż. Ufff, lepiej. Plamek kilka wyszło, jednak bez szalu, oczy już nie łzawiły.
Po kilku podejściach plamki przestały wychodzić, pozostawało jednak zaczerwienienie, szczególnie w zewnętrznych kącikach powiek... :-(

Polemizowałabym z zapewnieniami producenta odnośnie tego, że produkt jest przeznaczony dla skóry wrażliwej, że jest hipoalergiczny, działa kojąco i nawilżająco. Owe wrażenie nawilżenia jest moim zdaniem złudne przez film, który produkt pozostawia na skórze (a tego bardzo nie lubię).

Makijaż jednak zmywa przyzwoicie, nie musimy mocno trzeć wacikiem skóry powiek, radzi sobie z eyelinerem, tuszem, podkładem i czym jeszcze dusza zapragnie. Nie zapycha :-)

Produkt denkuję, jako typowa poznanianka nie lubię marnować pieniędzy, jednak do niego już nie wrócę i raczej go nie polecam (choć pewnie znajdą się jego zwolenniczki) pomimo niskiej ceny (niecałe 5 zł za 200ml).

Znalazłam dla niego dodatkowe zastosowanie - myję nim pędzle od eyelinera i radzi sobie znakomicie :-)



Kolejnym produktem z serii Be Beauty, który zaryzykowałam przetestować były chusteczki do demakijażu, przeznaczone do każdego typu skóry, zawierające płyn micelarny. 
Pomyślałam sobie, no dobra, chociaż namiastka legendy. Ryzykuję ;-)



Producent zapewnia, iż usuwają one każdy rodzaj makijażu (nawet wodoodporny), oczyszczają i nawilżają skórę, pomagają zachować świeżość przez wiele godzin. Są hipoalergiczne, bez alkoholu, testowane dermatologicznie.
Zawierają:
- alantoinę o działaniu łagodzącym podrażnienia,
- pantenol działający nawilżająco.

 Już tak mam, że zanim czegoś spróbuję, muszę to powąchać. I tym razem postanowiłam "poniuchać" produkt, zanim zmyłam nim makijaż. 
I tu zaskoczenie - pachną jak zwykłe nawilżające chusteczki do mycia rąk w podróży, które pamiętam z młodości ;-)



Chusteczki są spore, miękkie i bardzo mocno nawilżone. Choć nie używam produktów wodoodpornych, to często korzystam z eyelinera, który, jak same pewnie dobrze wiecie, nie zawsze zmywa się dobrze. Chusteczki jednak świetnie dają sobie z nim radę, bardziej go kruszą, niż rozmazują, ale spokojnie jedna sztuka pozwala na zmycie makijażu i zanieczyszczeń nie tylko z powierzchni powiek ale i całej twarzy, a nawet szyi.
Skóra jest przyjemna w dotyku, przyjemnie pachnie, nie jest ściągnięta ani podrażniona.

Zdecydowanie mój hit! Za 20 sztuk chusteczek zapłacimy około 4 zł.


Po kilku miesiącach poszukiwań udało mi się utrafić płyn micelarny! Schowany dyskretnie za mleczka do demakijażu, sam jeden, samiuteńki, musiał wylądować w moim koszyku :-) 
Pomimo otwartych w domu dwóch innych płynów, nie mogłam się doczekać przetestowania i od razu wieczorem nastąpiło uroczyste testowanie.



Miałam duże oczekiwania. Blogerki porzucały osławioną Biodermę, sporo z nich nawet twierdziło, że jest to najlepszy z popularnych płynów micelarnych.

Producent na opakowaniu informuje nas, iż produkt ten delikatnie oczyszcza wrażliwą skórę twarzy oraz oczu, nawet z wodoodpornego makijażu. Ma działanie tonizujące, łagodzące i odświeżające, przyzwraca komfort czystej skóry bez uczucia ściągnięcia.

W jego skład wchodzą:
- oczyszczające micele
- ekstrakt z malwy o działaniu nawilżającym i zmniejszającym nadwrażliwość skóry,
- d-panthenol działający przeciwpodrażnienowo.

Zapach jest przyjemny, delikatny, coś między kwiatami, herbatą a lekkimi owocami.
Makijaż zmywa całkiem nieźle, potrzebuje jednak chwili by rozpuścić eyeliner. 
Zwykle przykładam nasączony płatek kosmetyczny do skóry powiek i czekam kilka sekund. W ten sposób jest on w stanie usunąć dokładnie ciemną kreskę z nad linii rzęs. 
Nie podrażnia, nie powoduje łzawienia oczu ani zapychania. 
Niestety jest małe ale. Właściwie dwa ale :-) Skóra pozostaje ściągnięta i produkt jest mało wydajny.
Niemniej jednak jest tani, za 200 ml zapłacimy około 5 zł, dlatego też warto go przetestować, pod warunkiem rzecz jasna, że uda Wam się go wyhaczyć w sklepie :-)

Wiem już o co było tyle szumu, choć sama aż w takich zachwytach nie jestem. Jest to stosunkowo dobry produkt, więc na pewno będę do niego wracać, jeśli nie uda mi się zakupić ulubionych z AA lub Mixa.


Z linii do demakijażu nabyłam jeszcze jeden produkt. Micelarny żel nawilżający do mycia i demakijażu kosztuje podobnie jak pozostałe produkty z tej serii, opakowanie zawiera 150 ml żelu.



Producent zapewnia nas, iż żel ten doskonale poradzi sobie z oczyszczeniem skóry z zanieczyszczeń oraz makijażu, nie naruszając przy tym naturalnej bariery hydrolipidowej skóry, koi, nawilża i odżywia skórę.

Zawiera, podobnie jak płyn micelarny:
- oczyszczające micele,
- d-panthenol o działaniu przeciwpodrażnieniowym i nawilżającym.

Zapach niestety nie powala na kolana. Pamiętacie słynną piosenkę Cezika "Bende Go Zjad!"? Hmmm... no tak... dla mnie ten zapach to dokładnie słowa Magdy Gessler "Śmierdzi jakby się spociła kobieta pracująca, bieliznę piorąca nad rzeką" tudzież mężczyzna po całym dniu pracy fizycznej jadący środkiem lokomocji miejskiej ;-)
Żel może zaskoczyć nie tylko zapachem. Nie pieni się ani odrobinę, ale nie przeszkadza mi to zupełnie w stosowaniu. 
Z usuwaniem makijażu sobie dobrze radzi, nie podrażnia, nie powoduje swędzenia oczu ani łzawienia. Nie odczułam nawilżenia, jednak nie mam takich oczekiwań od produktu do mycia twarzy (nawilżać powinien krem), ważne jednak by nie wysuszał skóry. 
Jest bardzo gęsty, jednak bez problemu możemy go wydobyć z tubki.

Żel, tak jak wszystkie produkty, o których wspomniałam, jest przebadany dermatologicznie, jest hypoalergiczny. Producent informuje nawet o wysokim bezpieczeństwie stosowania, ze względu na 0% alergenów w składzie produktu.

Produkt jest wydajny, dlatego też dopóki nie znajdę zamiennika, będę go używać, zatykając przy aplikacji nos ;-) Potem raczej do niego nie wrócę, głównie ze względu na ten nieprzyjemny aromat.



Znacie produkty Be Beauty do demakijażu? Jesteście ich fankami?

P.S. Dodam tylko, że produkty marki Be Beauty produkują dla Biedronki znane firmy takie jak Tołpa czy PharmaCF, których produkty sprzedawane w drogeriach sieciowych mają znacznie wyższe ceny :-)

Pozdrawiam długoweekendowo

Kat.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Makijaż wspomnieniowy

Cześć Dziewczyny!

Podczytywałam ostatnio kilka dla mnie nowych blogów i muszę Wam się przyznać, że zadziałały na mnie twóczo :-) 
U Kasiorry natrafiłam na grillowy makijaż, który wywołał u mnie masę wspomnień wczesnostudenckich. Namiętnie malowałam powieki na różowo-fioletowo i różowo-złoto. Oczywiście z nieodłączną czarną kreską :-) 
Zmieniając pracę doszłam do wniosku, że do biura jednak lepszy jest neutralny dzienny makijaż, w związku z czym na kilka lat pożegnałam się z ulubieńcami.
Dzięki Kasi postanowiłam choć na jeden dzień powrócić do starych-dobrych czasów, kiedy to było się pięknym i młodym. 
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wprowadziła pewnych modyfikacji, dlatego też czarny eyeliner zastąpiłam brązową kredką i oto jest - makijaż wspomnieniowy :-)

P.S. Pogoda i światło nie sprzyjały, bawiłam się więc ustawieniami aparatu, stąd niekoniecznie równy kolor skóry na poszczególnych zdjęciach i znów rozmycia oraz szumy. Poprawię się, obiecuję! Muszę tylko znaleźć odpowiednie miejsce do fotografowania ;-)



Na twarz nałożyłam podkład, korektor (pod nieszczęsne oczęta, by nieco ukryć zmęczenie i nieprzespane noce) i transparentny puder matujący. 

Jako bazy pod cienie użyłam Catrice Made to stay, czyli trwałego cienia do powiek w odcieniu 060 Jennifer's Goldrush. Świadomie piszę o nim tak dokładnie, bo to mój nowy nabytek a zarazem ulubieniec ostatnich dni ze względu na przepiękny starozłoty kolor i niesamowitą trwałość.


Następnie rozświetliłam wewnętrzny kącik oka bladoróżowym, opalizującym cieniem. 


Ciemnoróżowym cieniem zaznaczyłam załamanie powieki i  zewnętrzny kącik oka, dodatkowo delikatnie blendując.
Tym samym kolorem zaznaczyłam dolną powiekę od zewnętrznej strony, od wewnątrz delikatnie rozcierając bladoróżowy cień użyty wcześniej do rozświetlenia kącika oka.


Brązową kredką namalowałam kredkę nad linią rzęs, delikatnie unosząc jej koniec ku górze.


Linię wodną oka podkreśliłam cielistą kredką, rzęsy pomalowałam intensywnie czarną maskarą.



Brwi delikatnie podkreśliłam cieniem i kredką.


Twarz wykonturowałam brązerem, policzki podkreśliłam różem w typowym odcieniu baby pink :-)
Usta pokryłam nudziakową pomadką.
Gotowe :-)


A Wy jak malowałyście się na początku przygody z makijażem? Poszłyście od razu na głęboką wodę i eksperymentowałyście czy wolałyście skryć się za firanką rzęs i bezbarwnym błyszczykiem?

Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłego poniedziałku (jeśli poniedziałki w pracy takie być mogą ;-))

Kat.



niedziela, 4 sierpnia 2013

Brązowe smoky eyes

Cześć Dziewczyny!
Miałam dziś dobry dzień na malowanie, postanowiłam więc pokazać wam jak zrobić smoky eyes.
Makijaż wykonałam bez specjalnych technik, ot takie dokładanie koloru :-) Korzystałam z dwóch pędzli - puchatego do rozcierania granic cieni (cały czarny) oraz małego do rozcierania (fioletowe włoski).

Zrobiłam dziś mały rekonesans w swojej szafeczce z kosmetykami i doszłam do wniosku, że jestem brązomaniaczką ;-) Postanowiłam więc przy użyciu tych kolorów wykonać makijaż. Użyłam jednej małej paletki poczwórnych cieni z Avonu - Mocha Latte.
Odcienie beżu i brązu uważane są za bezpieczne kolory, ale spokojnie można też zrobić nimi coś z pazurem.

Moja dzisiejsza propozycja jednak nie musi być tylko w tych tonacjach. Z powodzeniem możecie użyć cieni w odcieniach szarości, zieleni czy burgundu, a ten nadal będzie wyglądał doskonale.

Poniżej przedstawiam Wam krok po kroku w jaki sposób wykonałam smoky eyes. Niestety pogoda (więc i kiepskie światło) a także aparat nieco odmawiały posłuszeństwa, dlatego też z góry przepraszam za nieostre zdjęcia.
Zdjęcia nie są przeze mnie modyfikowane w żadnym programie, uważam, że tak jest bardziej uczciwie :-)



Najpierw przygotowujemy twarz. Nakładamy podkład, niedoskonałości tuszujemy korektorem. Okolice oka rozświetlamy korektorem, powiekę pokrywamy bazą pod cienie. Całość utrwalamy pudrem.

Makijaż oka rozpoczynamy on narysowania grubej kreski nad linią rzęs. kredkę dobieramy kolorystycznie do cieni, z których będziemy za chwilę korzystać. 


Za pomocą puchatego pędzla staramy się rozetrzeć kredkę, wykonując małe kółeczka i kierując się ku górze powieki.


Powiekę pokrywamy średnim brązem, cień nakładamy tym samym pędzlem, z którego korzystałyśmy przed chwilą.


Następnie, także na puchaty pędzel, nabieramy ciemniejszego brązu i nakładamy go, wykonując małe koliste ruchy, w zagłębieniu powieki oraz w zewnętrznym kąciku powieki.


Sięgamy po mały pędzelek do rozcierania. Nabieramy na niego ten sam ciemny odcień brązu i nakładamy go nad linią rzęs, w tym samym miejscu, w którym na samym początku aplikowaliśmy kredkę do oczu.


Delikatnie, tym samym pędzelkiem rozcieramy granicę, kierując ruchy ku górze. Sięgamy także po jasny cień, może być perłowy lub satynowy, by lekko rozświetlić spojrzenie. Nakładamy go w wewnętrznym kąciku oka oraz pod łukiem brwiowym. Delikatnie muskamy nim także dolną powiekę od wewnątrz do około 1/3 długości linii oka.


Przechodzimy do dolnej powieki. Z zewnątrz, do około 1/3 długości oka nakładamy małym pędzelkiem do rozcierania (u mnie ten fioletowy) ciemny brązowy cień. Na środku rozcieramy pośredni brąz (super będzie też wyglądał pomarańczowy lub miedziany kolor) z rozświetlającymi drobinkami.
Linię wodną oka malujemy ciemną brązową kredką lub w odcieniu nude.



Tuszujemy rzęsy czarną maskarą.



Twarz konturujemy brązerem, policzki pokrywamy brzoskwiniowym różem.
Usta malujemy neutralną szminką lub błyszczykiem.





Lubicie makijaże typu smoky eyes? W jakich kolorach najbardziej lubicie je wykonywać?

Pozdrawiam cieplutko

Kat.