sobota, 8 marca 2014

Akcja - reanimacja czyli naprawiamy zniszczoną szminkę

Cześć!

Dziś druga część akcji-reanimacji. Zajmiemy się naprawą zniszczonej szminki. Naprawianie cieni możecie sobie przypomnieć TU.

Metoda jest prosta, mniej czasochłonna niż w przypadku cieni do powiek i podobnie jak w przypadku naprawiania produktów w kamieniu, również można zaszaleć i zmieszać ze sobą kilka odcieni produktu by uzyskać swój wymarzony :-)

Do dzieła!

Potrzebne nam będą:


- łyżka,
- nóż, nożyk lub inne ostre ustrojstwo,
- świeczka (plus zapałki/zapalniczka rzecz jasna ;-)),
- szminka, którą chcemy naprawić,
- pojemniczek na nową szminkę (ja wykorzystałam zamykany pojemniczek z Rossmanna, z powodzeniem możecie użyć też takich specjalnych wysuwanych do szminek) ,
- ręcznik papierowy do zabezpieczenia blatu stołu.

Oczywiście pamiętamy o czystych dłoniach i oczyszczeniu noża i łyżki środkiem antybakteryjnym.

Moja bardzo potrzebująca pomocy szminka wyglądała tak (uwaga! Bardzo drastyczne zdjęcie ;-)):
 

No cóż... ciepło kieszeni dało jej popalić...

Z opakowania wyjmujemy szminkę (pamiętajcie też o zachomikowanej wewnątrz opakowania) przekładamy ją na łyżkę, którą ogrzewamy nad płomieniem świecy.



Gdy zupełnie się roztopi przelewamy do nowego opakowania:


Odstawiamy do ostygnięcia i stężenia. Po kilku minutach jest już gotowa do użycia :-)


Naprawiałam szminkę WIBO Eliksir, którą mogę Wam polecić, jeśli lubicie nudziakowe pomadki o kremowym wykończeniu z delikatnym połyskiem. Nawilża usta, wygładza. Trwałością nie grzeszy, ale za tych kilka złotych warto spróbować :-) 


Na ustach prezentuje się tak:



I po reanimacji znów jest jedną z ulubionych :-)

Pozdrawiam wiosennie

Kat.

czwartek, 27 lutego 2014

O damskiej sprawie męską ręką czyli szminki Ultra Colour od AVON

Cześć!
Dziś nieco inaczej, ale nadal w temacie beauty :-) Spisane męską ręką (gdyż ręce Kat zaniemogły) o damskiej sprawie, czyli jak dyktuje mi Kat - o szminkach Ultra Colour od AVON.

Szminki dostępne są w blisko 40 odcieniach (w niektórych katalogach kilka wybranych odcieni z powdów znanych tylko Avonowi jest niedostępnych), a od przyszłego katalogu w dodatkowych 10 o matowym wykończeniu. Jak zawsze w przypadku katalogów, kolory są nieco oszukane, dlatego też najlepiej sprawdzić je na próbkach. Kat poszła na całość i zaryzykowała bez nich. Jak wyszło? O tym za chwilę.

Informacja producenta:
Technologia Color Reveal z pigmentami zamkniętymi w żelowej kapsułce, które uwalniają się podczas aplikacji i noszenia dla mocnego, nasyconego i trwałego koloru. Odżywcza formuła z masłem shea, kwasami omega-3, olejkiem z nasion arktycznej jagody (ło matko, co to jest???) i witaminą E błyskawicznie nawilża i wygładza usta.

Opinia Kat: Szminki zamknięte są w zgrabnych, eleganckich, czarnych opakowaniach ze srebrnym wykończeniem i okienkiem u szczytu opakowania, które pokazuje nam odcień szminki bez konieczności jej otwierania. Zamyka się na tzw. klik, bez obaw zatem o otwarcie i zniszczenie w torebce. Opakowanie zawiera 3,6g produktu i dostępne jest w cenie 26,00zł. Często pojawia się na promocji za 15,99-17,99zł. 
Pomadki są mocno napigmentowane, pozwalają na stopniowanie koloru, nie rolują się na ustach. Usta są miękkie, gładkie i nawilżone. Na wargach utrzymuje się nieźle jak na nawilżacze, choć potrafi odbić się na kubku. Daje radę do ok. 3godzin. Ważne - schodzi równo, nawet gdy nieco się ją zje nadal wygląda ok. Zdecydowanie jedne z bardziej ulubionych. Niezwykle kremowe o delikatnym szminkowym ale nie nachalnym zapachu.

Poniżej zdjęcia szminek w świetle dziennym i z lampą błyskową.


Pout i Naturally nude nieco zaniemogły w cieple torebki ;-) Kat przymierza się do akcji - reanimacji szminek. Reanimowanie cieni do powiek TU



Od lewej: Pout (w starszym opakowaniu serii UCR, w nowej linii kolor się nie zmienił), Naturally Nude, Carnation, Ripe Papaya, Hibiskus, Knock out pink, Perfect Red (kolejność zachowana na wszystkich zdjęciach).


 i kolejno na ustach:

POUT - blady, cielisty i neutralny róż:



NATURALLY NUDE - typowy, jasny beżowy nudziak:



CARNATION - naturalny odcień ust (zdjęcia nieco przekłamują kolor):



RIPE PAPAYA - kolor kameleon, w zależności od koloru cery i ust zmienia się od neonowego pomarańczu, przez koral po róż:




HIBISKUS - kolor zaskoczenie - bardzo intensywny i nieco oczodajny róż:




KNOCK OUT PINK - ciemny róż, bardziej zgaszony i neutralny, z delikatną nutą brudnej czerwieni:



PERFECT RED - bardzo, bardzo ciemna czerwień z brązowymi nutami, zdjęcie bez lampy bardziej oddaje ten kolor, z lampą toż to szaleństwo jakieś:



Kat lubi i poleca :-) Używałyście tych szminek? Jaki kolor możecie polecić? Kat łasi się na jeszcze kilka... Heh.

niedziela, 16 lutego 2014

Makijaż dla opornych

Cześć!

Dziś krótko, zwięźle i na temat. Makijaż dla początkujących/opornych/mało wprawionych/zlęknionych/ spieszących się i wszystkich tych, którzy boją się cieniami podkreślać oczy :)

Przy ładnym, starannym i czystym makijażu oka trzeba trochę posiedzieć. Owszem, można pacynką machnąć ciemną plamę i udawać, że wszystko jest w porządku, ale zdecydowanie fajniej jest granice cieni pozacierać tworząc piękną oprawę całej twarzy.

Ok, nie każda z Was ma na to czas czy ochotę, proponuję zatem użyć cieni w kremie, które są łatwiejsze w obsłudze, nie wymagają tony pędzli i lekkiej ręki.
Na początku najlepiej jest zacząć od jednego koloru na całej powiece. Cień nakładamy palcem, delikatnie go wklepując, granicę delikatnie rozcieramy ku górze czystym palcem. Gdy już opanujecie temat możecie pokusić się o dołożenie drugiego koloru, ba, nawet trzeciego i czwartego!
Możecie też cień nałożyć pędzelkiem i nim całość rozblendować.

Mój makijaż na szybko prezentuje się tak:


Całą ruchomą powiekę pokryłam Maybelline colour tattoo w odcieniu taupe, w zewnętrzne kąciki nałożyłam Catrice made to stay longlasting eyeshadow w odcieniu Star Was Here!, w wewnętrzne nieco cienia z Catrice w kolorze Jennifer's Goldrush i małego przemytnika w postaci sypkiego cienia z My secret star dust nr 4, który zmienia swój kolor z koralowo/łososiowego w złoty, w zależności od koloru znajdującego się pod nim. Cudo :-)

Polecam Wam serdecznie ww. produkty, testowałam je wielokrotnie w postaci cieni, bazy pod cienie sypkie i eyelinerów i zawsze dzielnie trzymały się powieki cały dzień. A ile zaoszczędzonego czasu!

Pozdrawiam cieplutko

Kat.

niedziela, 26 stycznia 2014

Giordani Gold Lash Panorama

Serwus!
Jakiś czas temu przeglądając katalog Oriflame wpadła mi w oko nowość - maskara z serii Giordani Gold. Niecodzienny wygląd szczoteczki przypominający choinkę sprawił, że bardzo ją chciałam przetestować. Dobrze zrobiłam :-)

Opinia producenta: Osiągnij efekt bajecznie długich, gęstych i uniesionych rzęs! Zastosuj jedwabisty tusz wzbogacony kompleksem FortiFull Lash, który wzmacnia i odżywia rzęsy. Zakochaj się w jego genialnej szczoteczce, która doskonale rozczesuje rzęsy, układając je w kształt wachlarza.

Moja opinia: Klasyczne czarne opakowanie, delikatnie ozdobione logo serii i złotym napisem, skrywa w sobie 8ml tuszu.


Szczoteczka jest dziwna, duża, ale wbrew pozorom bardzo wygodna w użyciu. Wyglądem przypomina choinkę. Pokryta jest sporą ilością dobrze rozczesujących rzęsy igiełek.




Niezależnie od ilości nałożonych warstw, rzęsy pozostają uniesione, dobrze podkreślone i dokładnie rozczesane. Tusz się nie kruszy, nie rozmazuje, przetrwał śnieg :-) Ma ładny, całkiem głęboki odcień czerni.
Nie spowodował podrażnień. Rzęsy wyglądają zdrowiej.

Teraz uwaga - czas na efekt!

od góry - zdjęcie 1:  bez tuszu
zdjęcie 2: 1 warstwa
zdjęcie 3: 2 warstwy
zdjęcie 4: 3 warstwy
Cena: regularna 42zł, w promocji 24,90zł
Ocena: 5 Fantastyczna maskara niepowodująca efektu owadzich nóżek. Polecam!

Poznałyście już ten produkt?  Co o nim sądzicie?

Pozdrawiam przedponiedziałkowo (brrrr)...

Kat.

niedziela, 19 stycznia 2014

Świetny pisak od NYC

Cześć Kochani,
w końcu udało mi się zebrać, ogarnąć i wygospodarować chwilę by podzielić się z Wami nowością w mojej kosmetyczce :-) 

Od prawie dwóch miesięcy tworzyłam w głowie nowe posty, wykonałam kilka propozycji makijażu na święta i sylwestra, chciałam Wam pokazać kilka naprawdę dobrych produktów, które rzadko można spotkać w blogosferze, ale sprawy osobiste nie pozwoliły mi na chwilę sam na sam z aparatem i komputerem więc efektów nie ma co podziwiać... No dobra, ale do sedna :-)

Poszukiwałam na allegro sprzedawcy, który będzie miał w ofercie Seche vite jak i bronzer z W7. Znalazłam (choć nie było łatwo) :D Zrobiłam zakupy i z niecierpliwością czekałam na paczkę. Paczka przyszła, ale jak się okazało, zupełnie zapomniałam o zamówieniu Seche vite (no cóż...). 
W łapki wpadł mi jednak eyeliner w przepięknym odcieniu indygo, o którym dziś parę słów i zdjęć.



Zakupiony przeze mnie eyeliner NYC high definition w pisaku jest w odcieniu Indigo blue (widziałam jeszcze brązowy). Czarne, smukłe opakowanie mieści w sobie 1,6g produktu.




Producent zapewnia o dziesięciogodzinnej trwałości, precyzyjności i łatwości w aplikacji. 
Moja opinia: Ze wszystkim się zgadzam :-) Końcówka jest wygodna, odpowiednio miękka, cienko zakończona. Kolor jest intensywny, nawet po kilku aplikacjach eyelinera na cienie. 



Przy większym nacisku kolor jest bardziej wyraźny. Można wyczarować nim kreski od bardzo cienkich do porządnie grubych. Nie sprawdza się jednak do linii wodnej ze względu na wodną konsystencję.



Nie rozmazuje się, nie kruszy i nie ściera. Jest trwały. Nawet aż za bardzo... niestety ciężko go domyć. Dlatego też należy aplikować go ostrożnie. Niestety kreski gdzie zadrżała nam ręka nie poprawimy patyczkiem higienicznym.
Zrobiłam podejścia do eyelinera na "gołej" powiece, pokrytej bazą oraz na pokrytej cieniami. Na czystej powiece nieznacznie wyblakł po kilku godzinach, ale dzielnie przetrwał łzy :-) Na bazie lub cieniach trzyma się w stanie nienaruszonym cały dzień. 




Przy demakijażu nieco zrzedła mi mina... Kreska schodzi ale pozostaje średnio estetyczny ślad po niej, którego nie było w stanie pozbyć się mleczko, płyn micelarny ani żel do mycia twarzy. W końcu zejdzie... no dobra, po jakiś kolejnych dwóch dniach ;-) Na szczęście linia robi się na tyle blada, że korektor czy cienie są w stanie ją przykryć.



Cena: szokująco niska - 2-3zł
Ocena: 5
W sztucznym świetle prezentuje się tak:





W dziennym tak:

 


Produkt świetny, trwały, cena bardzo niska. Mam nadzieję na inne kolory z tej linii. Na stronie producenta występuje on w dwóch innych niż widziane przeze mnie odcienie - soft blach i extra black, w cenie ok.4 dolarów.

Znacie ten produkt? Ja go Wam polecam z czystym serduchem!

Kat.

czwartek, 21 listopada 2013

Czysta i promienna z peelingiem Lirene

Hej,

ostatnio jestem mocno zabiegana i mam mniej czasu na przyjemności takie jak pisanie postów. Dzisiejszy czekał od kilku dni, zdjęcia też miałam gotowe ale żeby usiąść i całość posklejać...

Tym bardziej nie ma co przedłużać. Dzisiaj moje nowe odkrycie i absolutny hit!
Całkiem przypadkiem wpadłam na ten produkt w Rossmannie, cena była zachęcająca ze względu na promocję, a że poszukiwałam peelingu do twarzy postanowiłam zaryzykować.

Peeling drobnoziarnisty Lirene Dermoprogram mieści się w wygodnej, miękkiej tubce, zamykanej solidną nakrętką.


Lirene Dermoprogram peeling drobnoziarnisty wygładająco-oczyszczający z wyciągiem z cytryny i lilii wodnej

Informacja producenta:
To właściwy kosmetyk dla Ciebie jeśli masz cerę normalną, mieszaną lub suchą, która wymaga głębszego oczyszczenia, wygładzenia i przywrócenia blasku. Peeling doskonale wygładza i odświeża skórę. Skóra odzyskuje promienny i zdrowy wygląd. Peeling odpowiedni dla skóry w każdym wieku.
Zawarte w peelingu drobinki peelingujące skutecznie usuwają martwy naskórek, pozostawiając skórę idealnie czystą i odświeżoną. Wyciągi ze świeżej cytryny i lilii wodnej zmniejszają widoczność śladów po niedoskonałościach oraz odpowiadają za jednolity koloryt skóry. Gliceryna długotrwale nawilża skórę, zapewniając uczucie komfortu bez efektu wysuszenia. Cera jest wyraźnie wygładzona i promienna.

Moja opinia:
Peeling ten jest w formie rzadszego żelu. Zawiera dużą ilość ścierających białych drobinek oraz zdecydowanie mniejszą ilość niebieskich kuleczek.


Dobrze się rozprowadza i zmywa. Peeling doskonale oczyszcza skórę z zanieczyszczeń. Początkowo może powodować wzmożone występowanie krost i pryszczy, ale, przynajmniej w moim przypadku, po kilku użyciach skóra wraca do normy. Czarne kropeczki z okolic nosa znikają!
Zdecydowanie cera staje się bardziej promienna i gładka. Wszelkie zasuszone niedoskonałości schodzą prędzej, a zaczerwienienia spowodowane wystąpieniem "małych przyjaciół" szybciej znikają.
Producent zaleca masowanie skóry peelingiem 2-3 minuty 2 razy w tygodniu. Dla mnie 3 minuty to za wiele, po tym czasie zdarłabym się chyba do kości ;-) Drapie średniomocno i przyjemnie. Stosuję go co drugi dzień. Służy mojej i męskiej twarzy. Nie wysusza i nie ściąga. Świetny i wydajny produkt w przystępnej cenie.

Cena: ok. 16 zł
Ocena: 5/5

Używałyście tego produktu lub pozostałych z serii Lirene Dermoprogram?

P.S. Dziewczyny, najprawdopodobniej w dniach 22-28 listopada w Rossmannie będzie rabat 40% na kolorówkę! :) Udanych łowów i szaf pełnych kosmetycznych dobroci!

Pozdrawiam Was cieplutko

Kat.

niedziela, 3 listopada 2013

Eye Shadow Primer od AVON - Baza pod cienie

Kiedyś wystarczało nałożyć korektor na powiekę i go przypudrować. Dawało to zadowalający efekt, bo cienie, które nałożone samodzielnie szybko się ważyły, nagle trzymały się powieki kilka godzin.
Jakim jednak ratunkiem okazały się specjalne bazy pod cienie do powiek! Jeden produkt a trwałość cieni przedłużona do całego dnia.

Moją pierwszą i jak dotąd jedyną bazą jest Eye Shadow Primer czyli baza pod cienie do powiek od AVON. Choć po Waszych namowach przymierzam się do testowania bazy Hean, to ta z Avonu daje mi pełne zadowolenie więc nie spieszę się do zakupów ;-)


Bazę zakupiłam na początku roku, zaraz gdy pojawiła się ona w sprzedaży. Od razu przypadła mi ona do gustu.
Opakowanie jest solidne, ciężkie, wieczko plastikowe.
Baza ma konsystencję lekkiego musu w różowo-beżowym odcieniu, który jednak nie odznacza się dziwnie na powiekach. Dobrze się rozprowadza i wtapia w skórę. Wystarczy zaledwie odrobina (dosłownie puknięcie opuszką) by w pełni pokryć powiekę. Doskonale przykrywa wszelkie żyłki czy przebarwienia i podbija kolor nakładanych cieni.
Nie robi "tępej" skóry, dlatego też cienie pięknie się blendują. W sobie tylko znany sposób chroni powieki - mogę używać cieni, które nałożone samodzielnie mnie uczulają!
Jest niesamowicie wydajna. Tak naprawdę, to przy codzienny używaniu wystarczyłaby mi na około 9 miesięcy. Z jednym ale... Z czasem baza gęstnieje, traci na puszystości, utlenia się zmieniając kolor. 



Zbita faktura przy rozprowadzaniu zbija się w grudki, których nijak nie da się rozprowadzić.
Zobaczcie same:


Czy kupię ponownie? Tak, baza trzyma świetnie cienie przez cały dzień (a cały dzień to u mnie od ok.6:45 do 22:30) i jest wydajna. Gdy tylko zacznie zmieniać konsystencję wtedy od razu wyląduje w śmieciach i zastąpi ją nowy słoiczek.

Za 3g opakowanie zapłacimy 11-13 zł w zależności od promocji (cena regularna 21 zł).

Znacie tę bazę? Wasza też się grudkowała? A może używacie innej, którą mogłybyście polecić?

Pozdrawiam cieplutko

Kat.