Witajcie,
znów postowe plany miałam inne, ale mały wypadek w łazience natchnął mnie by pokazać Wam jak naprawić kosmetyki pudrowe.
No
cóż... cień na brzegu umywalki plus kot i energicznie wchodzący do
łazienki mężczyzna nie mogą skończyć się dobrze... Mój ukochany podwójny
cień essence 3D wylądował na podłodze w stanie mocno naruszonym.
Od
razu chciałabym Wam polecić ten kosmetyk, przed jak i po reanimacji :-)
Mój w odcieniu 08 irresistible vanilla latte używałam z powodzeniem od
kilku miesięcy, a właściwie zużycia w opakowaniu widać nie było. Ciemny
kolor - przepięknie błyszczące beżowe złoto, jaśniejszy - kremowy,
opalizujący na różowo. Cudo!
Wracając
jednak do tematu... Umywalka + kot + mężczyzna = taki oto widok (rzecz
jasna po wyzbieraniu wszystkich większych kawałków do pojemniczka):
Przy
reanimacji cieni, które w opakowaniu były w kilku kolorach opcje są
dwie. Albo cienie staramy się rozdzielić i wykonać dwa produkty, albo
mieszamy je uzyskując zupełnie inny kolor.
Z racji mej miłości do obu odcieni postanowiłam kawałki podzielić.
Potrzebny
będzie nam też alkohol, który produkt najpierw dobrze wymiesza, a
następnie wyparuje pozostawiając nam cień w kamieniu :-)
Mnie uratował:
...ale z powodzeniem możecie zastosować wódkę lub spirytus salicylowy.
Najpierw
postanowiłam wymieszać ciemniejszy cień. Wszystkie kawałeczki
przesypałam do naparstka (miarki) od syropu (czystej!) i bardziej
rozdrobniłam, by w naszym gotowym cieniu nie było grudek.
Następnie
wlałam spirytusu. Lałam prosto z butelki, więc nalało mi się go nieco
za dużo (ale to nic złego, po prostu cień sechł dłużej). Wam radzę
sięgnąć np. po strzykawkę.
Sięgnęłam
po pojemniczek po cieniu i wlałam moje mazidło. Aby nadal mieć dwa
kolory w pudełeczku, położyłam zapałkę, by cień nie wypłynął za daleko.
Czynność powtórzyłam dla jaśniejszego cienia. Delikatnie usunęłam zapałkę i wlałam produkt do pojemniczka.
Zostawiłam do przeschnięcia. Gdy cienie były już bardziej zbite, a większość alkoholu odparowała rozpoczęłam prasowanie :-)
Najpierw przykładałam ręcznik papierowy i pozwalałam mu wciągnąć nadmiar spirytusu.
Czynność
kilka razy powtórzyłam, na koniec przyłożyłam papier w wytłaczanymi
kwiatkami i docisnęłam uzyskując śliczny wzór na powierzchni.
I już! Zaprasowanym cieniom dałam jeszcze noc na doschnięcie i odparowanie.
Na
koniec chciałabym nadmienić jedną rzecz. Próbować reanimować możecie
zawsze, nie zawsze jednak efekt końcowy będzie zadowalający. Ja, prócz
cieni, naprawiałam także róże do policzków. Jeden z nich używam do
teraz, druki niestety zrobił się twardy jak skała i wylądował w koszu.
Trzymam kciuki za wasze naprawianie :-)
Na razie!
Kat.
Sposób znam, ale jeszcze nie miałam okazji go testować. Jakos nic nie chce mi się kruszyć :p
OdpowiedzUsuńI niech się lepiej nic nie kruszy! ^^
UsuńDobrze jednak znać sposoby na akcję ratunkową :-)
Ja muszę wykorzystać ten sposób, zawsze się obawiałam, że nie dam rady, ale może nie będzie tak źle skoro Tobie wyszło super :)
OdpowiedzUsuńNic nie ryzykujesz, bo taki pyłek i tak prędzej czy póxniej znów by się wysypał. Do kibelka np :D
UsuńSuper pomysł, ja mam akurat jedene cienie pokruszone więc muszę dziś troszkę pokombinować ;) dzięki za radę ;)
OdpowiedzUsuńRównież sposób znam, ale jeszcze nie testowałam, mam mało cieni, bo wolę kredki czy sztyfty ;) A Tobie ładnie wyszło :)
OdpowiedzUsuń